wtorek, 31 stycznia 2012

Slovakia-WienTrip 2010


Slovakia-WienTrip 2010




Przebyte km : 1 2000 km
Przebyte państwa : 2
Liczba osób : 3
Okres : 5 dni Sierpień 2010
Trasa :
- Chorzów (Polska)>
- Liptovsky Mikulas (Słowacja) >
-Wiedeń (Austria) >
-Liptovsky Mikulas (Słowacja) >
- Kraków (Polska) >
-Chorzów (Polska).


Pokaż Slovakia-WienTrip 2010 na większej mapie





Wstęp :

Wyjazd
Mija kolejny rok nudów coś trzeba z tym zrobić. Kolejny mały wypad na Słowacje ? Tam jest tak pięknie że bym mógł tam naprawdę mieszkać. Kto jedzie ? Oczywiście ochotników było wiele, chęci były ale już problem z zrealizowaniu. Na wycieczkę postawiło 2 znajomych jeszcze z Gimnazjum  teraz ze wspólnego wyjścia na piwko i oczywiście z podróży. Mariusz – świetny przewodnik, znawca gór i zawsze jest przygotowany na różne okoliczności. Mateusz – Uwielbia podziwiać, zwiedzać, a co najważniejsze świetny fotograf. Patryk – dobry organizator wycieczek, operator kamer, kochający jeździć autem. No to mamy komplet i od teraz możemy pisać o sobie w liczbie mnogiej i w ten sposób powstaje nasza ekipa CrewTrip. Nasz cel to głownie Słowacja wody termalne i zdobycie szczytu Chopok 2024 m n.p.m w Tatrach Niskich, a jak by się nam nudziło to pojedziemy sobie gdzieś jeszcze. Po 4 miesiącach ciągłej pracy po 12 godzin dziennie na wesołym miasteczku w Chorzowie należy nam się chwila odpoczynku i wysiłku ale innego. Plan ? Jest. Kosztorys? Jest. Samochód ? Seacik Cordoba, oczywiście że jest ! No to wyruszamy…

Dzień 1. – Nie potrafię zasnąć.



Danielka
Znacie państwo takie uczucie przed wyjazdem, te niedoczekanie do wyjazdu, u nas na Śląsku mówimy na to czyt. Rajzefiber. Planujemy wstać  o 3 wyruszyć o 4, zasnąć o 22. Niestety, nic z tego niedoczekanie do wyjazdu zwyciężyło, ale udało się nas doprowadzić w kraine snu o godzinie 1. Pobudka czas w droge ! Jedziemy ! Ale jak ? którędy ? Kiedyś jeden z naszych członków Patryk opisywany w Tripie z ojcem jeździli w góry do Ujsoł, a konkretnie do schroniska studenckiego tzw. Chałupy Chemików - Danielka. Dawno tam nie był.. Więc pojedziemy zobaczyć jak teraz wygląda to miejsce. Niedaleko jest granica Słowacka w wsi na Słowacji Novot, jakoś damy rade potem wyjechać. Oczywiście GPS wtedy nie mieliśmy. Droga była bardzo spokojna czuliśmy ten zapach gór i uczucie, że jesteśmy wolni.. Stary to jest nie możliwe! Mała anegdotka ciągle powtarzaliśmy jedno zdanie „Stary! To jest..” Taki trick ich było wiele ale o tym później. Danielka wita ! Dalej taki sam klimat górski, drewniany domek, zapach drewna unosi się w powietrzu, obok słychać szumiącą rzekę Danielka. Coś pięknego. Tylko „sweet focia na facebooka” robiona przez naszego prywatnego fotografa Mateusza i dalej w drogę. Wieś, wieś, wieś.. oo Większe miasto ! Autostrada.. I nagle ujawnia się znajomy mi widok : Tesco, Hipernova, Centrum. Czas zaopatrzyć się w hotel. Czy to czasem nie Dariusz tam idzie? Czy to czasem nie Marek z Wesołego ? Właśnie to są nasze tricki wyjazdu non stop kojarzyło nam się wszystko z Wesołym Miasteczkiem wykorzystując tekst z filmu „Gulczas a jak myślisz?”. Zapewne pamiętacie ten film gdy ojciec z synem siedzieli na balkonie czekając na Dariusza „Czy to czasem Dariusz się nie wypieprzył na tym bączku? –Nie to nie jest Dariusz, albo czy to był Dariusz czy to nie był Dariusz właśnie to są te nasze problemy”. Po zalogowaniu się w hotelu czas pozwiedzać miasto i zaplanować nasz wypad. Zjechaliśmy między innymi po demanovskiej dolinie i zobaczyć tatralandie. Wieczorkiem grzecznie na korytarzu piliśmy piwko… Pora spać !
Zlot starych samochodów - Liptovsky Mikulas

Dzień 2.  – Czas by się odprężyć.

Tatralandia
Pora wstać !  Spakować się i jechać na termy, ogrzać się w pięknej saunie to wszystko opisywałem już we wcześniejszych postach. Nie ma to jak przez cały dzień się obijać, w końcu nam się należy. Nadchodzi wieczór baseny zamykają pora wracać do hotelu. Po drodze zgarnęliśmy autostopowiczki, dwie pracowniczki tamtejszego Western City o którym również już wspominałem. Chciały do centrum a my z centrum. Wracamy z parkingu, i widzimy 3 dziewczyny siedzące na ławce pod naszym hotelem, jako, że miałem dobry humor postanowiłem się grzecznie przywitać z nimi „Siemka” yy ? „Cześć” yy.. Aha zapomniałem że jesteśmy na Słowacji „Ahoj –Ahoj  -Polsko? –Ano – Idziecie na piwo? „-Ano chętnie” no to szybko idziemy do hotelu przebrać się niestety nasz jeden z członków był tak głodny że te 10 minut przeznaczył na jedzenie zupki chińskiej. Otwieramy okno patrzymy przez i padł tekt „Stary, Czy to nie Dariusz czasem tam idzie?” Patrzymy… „Tak do Dariusz –Jak to Dariusz?” Faktycznie szedł Darek ze swoim synem pamiętany ze wcześniejszej podróży kolegą taty Patryka. „Cześć idziesz na piwo? –Ale na jedno tylko” Poszliśmy do Tawerny – taka przyjemna knajpka no i oczywiście na jednym się nie skończyło. Poznaliśmy tam barmankę – kolejne znajomości na Słowacji, bardzo sympatyczna osoba. Już późno trzeba iść spać i zaplanować jutrzejszy dzień.

Dzień 3. – „Stary, Melexy, diabelski młyn, to jest…”

Droga do Wiednia
Kolejny ranek na Słowacji. To co robimy? Może Budapeszt? Hmm A co powiecie na Wiedeń?” Tak to jest świetny pomysł! To jedziemy! Bez GPS samą mapą tak najlepiej jak jechać jak w ogóle wyjechać, spojrzeliśmy na mapę, kierunek : Rużomberk > Źilina  (je zalana, - o tym później) > Bratislava > Wiedeń. Droga przebiegała jak zwykle pomyślnie, w naszym ulubionym Radiu Express co pół godziny mówiono o powodziach, jako ze Słowacki jest śmiesznym językiem bardzo śmiesznie to brzmiało i wpadało w nasze ucho „W Kaju Źilińkim je priliv, cało Zylina je zialana” No i oczywiście powili rówież : „Prezydenta Polsko Lecha Kaczynsky…”, a więc powracając „Żilina je zalana” śmiejąc się jedziemy właśnie w stronę Żiliny, ciekawi jak to wygląda i czy wygląda to tak jak opisywali w radiu i czy wogole przejedziemy przez te miasto. Vitajte vo Żilina ! Patrzymy nic zero wody. W pewnej chwili patrzymy na lewo i na prawo widać tylko czubki dachów, już nam do śmiechu nie było. Bardzo fajne rozwiązanie bo główna droga przebiegała na takim wzniesieniu woda nie docierała do ulicy, ale domy które były poniżej.. Makabryczny widok, ale zarazem ciekawy że można zobaczyć taką powódź na własne oczy przejechać obok niej i wyjść z tego bez szwanku. Nagle wjechaliśmy na autostradę i już tylko Bratyslava i Wiedeń. Problem był w tym że nie posiadaliśmy Austriackiej winietki a nie opłacało nam się kupować na 50 km drogi, ale jakoś przejechaliśmy, najwyżej nic nie wiedzieliśmy. Przy wjeździe na Austrie można zauważyć wielkie wiatraki, które zasilają energią miasta Austriackie, zmienił się klimat w jakim dotychczas byliśmy nie chodzi tutaj wcale o klimat zjawisk pogodowych.  Willkommen in Wien! Jako nasz czarny i świński humor język niemiecki i klimat Austriacki kojarzył nam się z I połową XX wieku. Śmiejąc się z języka „Ja, Ja. Sznela, Kur*en Macien”. Wjeżdżając do Wiednia akurat trafiliśmy na Prater – to wielki park można go prawie porównać do Chorzowskiego parku WPKiW. Prawie ? Dlatego, że Prater jest jednym z największych parków publicznych na świecie. Zajmuje prawie 1700ha. Znajduje się tam park miejski i słynne jedne z najstarszych lunaparków. Plus lunaparku, że można wejść za darmo i pooglądać natomiast za zabawę trzeba już płacić. Po prostu miejsce gdzie przychodzą mieszkańcy Wiednia po to by odpocząć po długim i ciężkim dniu pracy. Jeśli chodzi o sam lunapark to zdecydowanie przeważają tam karuzele ekstremalne później bary i kasyna i strzelnice następnie znajdziemy tam coś dla maluchów. Można tam pochłonąć się w czasie spędzając niezapomniane chwile. Urządzenia te niemal wchodzą na siebie, wszystko jest pomyślnie rozwiązane. Jedną z najstarszych tam atrakcji jest Riesenrad – najstarszy drewniany Diabelski młyn jest to jeden z symboli Wiednia. Mierzy niemal 64 m – najwyższy punkt tego obiektu został wybudowany w 1897 roku. Jest tam również troszkę większe takie koło tylko bardziej nowocześniejsze. No i znowu zaczęło nam się kojarzyć wszystko z pracą czyli z Chorzowskim parkiem, melexy, a pracownicy Prateru z pracownikami naszego parku, przy tym była kupa śmiechu. CO nas zdziwiło pracownicy parku potrafili dogadać się z Polakami znając niektóre zwroty nie dziwie się skoro przechodząc tam przez Prater czy Wiedeń co drugi to Polak. Dużo również jest tam pracujących Polaków  ale o tym później. Nie masz się tam co przejmować tym że się zapomnisz i powiesz coś do kogoś po polsku bo może się okazać ze to Polak jak w naszym przypadku „Zrobi pani nam zdjęcie?” odpowiedź brzmiała „Tak Tak oczywiście” Polacy Podbijają świat! Ale czas zwiedzić troszkę Wiednia.  Nie możemy spędzić całego dnia w Praterze.
Prater
Dojechaliśmy do centrum miejsce darmowe parkingowe znalazło się. Znaleźliśmy się głównym deptaku Stephanplatz, gdzie znajdowały się bary, restauracje, puby, sklepy, pomniki i znane nam z Krakowa „Białe Damy” coś tego typu rodzaju, to chyba jest bardzo znany sposób zarobku w wielkich miastach, a najbardziej w Paryżu. Wiedeń był równie piękny jak Budapeszt niby kiedyś jedno państwo ale nie było widać tego bogactwa wśród ludzi. Pomniki na ogół były złote zakonserwowane świetnie zero zieleni na złocie, osłonięte specjalną siatką ochronna. Nas jednak zainteresowały „Białe Damy” Wydaliśmy dobre 10€ na fotografie z nimi. Było świetnie! W sklepie kupiliśmy austriackie mleko robiąc sobie z nim zdjęcia na tle ulic wiedeńskich. Co warto zwiedzić we Wiedniu ? Jak to w każdej stolicy aż się roi od muzeów i zabytków. Między innymi punkt orientacyjny Wiednia Gotycka Katedra św. Szczepana – jest to najcenniejszy zabytek sakralny Wiednia. Budowa kościoła zaczęła się w 1276 roku natomiast zakończono w 1304 roku. Następnie Ratusz zabytek stylem neogotyckim. Kolejno : Parlament, Kościół św. Ruprechta najstarszy kościół we Wiedniu, Pałac Schonbrunn niegdyś rezydencja cesarska oraz wiele innych.   Byliśmy już troszkę zmęczeni. To co robimy ? Prater ? Tak jedziemy zobaczyć Prater jak wygląda nocą oświetlony. Jednak jak wyjechaliśmy z centrum zajechaliśmy za daleko i wyjechaliśmy na drugim końcu Wiednia. Zatrzymując się na stacji benzynowej poprosiliśmy jednego z klientów korzystających ze stacji o pomoc jak dojechać do Prateru, człowiek był tak uprzejmy że kazał nam wsiąść do auta i jechać za nim. Dowiózł nas na miejsce. Ludzie w Austrii z własnego doświadczenia z wielu późniejszych wycieczek stwierdzam że są naprawdę bardzo mili i uprzejmi w porównaniu do Niemców.. Niymcy! Niymcy! Heh. Zaparkowaliśmy na jednych z osiedlowych uliczek naprzeciwko Pratera, ulica ta była pełna barów i knajp klimat niczym Chorzów Drugi. Prater nocą zrobił na nas jeszcze większe wrażenie jak wcześniej. Niesamowite oświetlenie wszystko zadbane, klient na pierwszym miejscu! Porobiliśmy parę zdjęć i czas wracać na Słowacje. Po 3 godzinach jazdy byliśmy już na miejscu. Trzeba iść spać, bo na następny dzień zaplanowaliśmy wyjście w góry na Chopok.



Filmy z Prateru




Dzień 4. – Stary tu jest pięknie!

Czas podbić Chopok
Godzina 4. Pobudka! Trzeba iść w góry. Najlepiej wybierać się w góry z samego rana potem szybko robi się ciemno i możliwe są opady deszczu albo burze. O Godzinie 5.30 wystartowaliśmy niebieskim szlakiem z pod demanovksiej doliny, nasz cel : Chopok 2024m n.p.m. Widoki były niesamowite trasa nawet nie była zbyt trudna podejścia były względne. Ale czym wyżej tym zimniej. Dobrze że Mariusz o wszystkim pomyślał i zaopatrzył swój plecak w gorącą kawę, jedzenie i wręcz nakazał nam ubrać się na „cebulkę” i miał racje. Wiało i było strasznie zimno ku szczytu temperatura odczuwalna dochodziła do 5-10 stopni mrozu. Po dotarciu na Chopok o godzinie 10 odpoczęliśmy w schronisku pod samym wierzchołkiem góry i ogrzaliśmy się. Następnie weszliśmy na sam wierzchołek jednego z największych szczytów tatr niskich po skałach. Następnie trzeba zejść na dół, ale może inna drogą ? Tak! Szliśmy „garbem” tatr niskich zaliczając po kolei mnie znane szczyty innych gór odległość nie była zbyt duża pomiędzy nimi. Spotkaliśmy tam setki Kozic, trochę strachu nam napędziły ale nie było tak źle. Następnie schodziliśmy już na dół. Widoki niesamowite, robiło się coraz cieplej i cieplej temperatura nagle z 5 stopni mrozu zrobiło się może z 15-20, zostało nam tylko przejście przez rzekę, przejście przez las i tym sposobem o 14 dostaliśmy do samochodu czas wracać. Byliśmy tak zmęczeni że po dotarciu do Hotelu od razu spać na godzinkę.
Szczyt zdobyty
Następnie wybraliśmy się znowu do Tatralandi i tam spędziliśmy resztę dnia do godziny 20. Nie ma jak odprężenie w ciepłych wodach termalnych i saunie, czuliśmy się jak królewicze. Czas wracać i uczcić, po drodze znowu zabraliśmy jedna z tych autostopowiczek wcześniej wspomnianych była już tylko jedna. Było zabawnie bo auto po brzegi było wypchane śmieciami, Mariusz siedząc w tyle szybko zasłonił jakimiś bluzami i nogami, żeby nie było obciachu. Hotel, przebieramy się i zamierzamy iść gdzieś do knajpy się napić piwka i uczcić wyjazd. Postanowiliśmy że odwiedzimy w Tawernie nasza koleżankę. Na początek piwko, potem tequila, potem.. Poprosiliśmy ją o coś tutejszego i dobrego. Dała nam tzw. Tatrzański Czaj. Jest to nalewka o zawartości od 32 do 82% alkoholu myśmy mieli 72% - oprócz alkoholu nalewka zawiera esencje herbacianą i zioła, naprawdę polecamy dostępne w Tesco Słowackim. Pierwszy kieliszek.. ułaa mocne, gorąco się od środka zrobiło i bardzo smaczne nie czuć alko. Po 5 kieliszku.. Nic nam nie ma.. Idziemy zapalić? No i w tym problem mieliśmy problem ze wstaniem ze stołu…. Tawernę zamknęli o 24 ale myśmy jeszcze pomagali sprzątać naszej koleżance bar i wyszliśmy o 1. Przez następną godzinie gadaliśmy z kobieta z recepcji naprawdę bardzo sympatyczna i gadatliwa kobieta. Pora Spać! Jutro wyjazd.
Kozice

Dzień 5. – Powrót

Jaskinia Smoka Wawelskiego
Rano wstaliśmy około 10 trochę ochłonąć  i o 12 wyjazd. Ale gdzie ? Może Kraków, no ok na kebaba. Oprócz korku w Rabce trasa przebiegła jak zwykle pomyślnie z takim kierowcą jak Patryk hehe. Kraków każdy zna, zwiedziliśmy tak Wawel po raz kolejny, pochodziliśmy po rynku krakowskim zjedliśmy kebaba i w drogę do Chorzowa. Powróciliśmy o godzinie 21. Wyjazd można uznać za bardzo udany i jeden z najbardziej wspominanych. Nie da się opisać tego słowami. To trzeba przeżyć, zobaczyć. Polecam wybierać się częściej na takie wypady.


Rynek Kraków

Smok


















Więcej Zdjęć..


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz